Svoboda | Graniru | BBC Russia | Golosameriki | Facebook

2017/09/21

People come and go and I'm on my way...

W Essen był Sam ze Szkocji. Rudzielec, który gdy byliśmy w grupie, stłoczeni w czyimś pokoju w akademiku, zawsze mówił po niemiecku, choć zawsze mówiliśmy ze sobą po angielsku. - Gbur - myślałam - Popisuje się, że zna niemiecki i nie mogę się z nim dogadać. Czemu Szkot nie mówi po angielsku?

Marta z Hiszpani przez jakiś czas była z nim blisko. Po jego zeszłorocznym  samobójstwie powiedziała mi, że Sam żalił się, że nikt nie rozumie jego akcentu, dlatego nie używał angielskiego. Nikt go nie rozumiał...

W Danii był Ingo z Islandii. Blondyn w chustce na głowie, z gitarą i papierosem. Buntownik, awanturnik. Pił, ćpał.
Tydzień temu Jonas, nasz kumpel, wstawił zdjęcie jakiegoś przystojnego hipstera. Obok tekstu po islandzku - krzyż. Ingo się zabił, chorował na depresję.

Carpe diem.

2017/07/09

Lipiec

Tęsknię za tym miejscem i możliwością utrwalania myśli i zdarzeń. Codzienność zabiera czas, samotność i osobistą klawiaturę. Samotność jest fajna, w sensie bycia samemu. Potrzebuję czasu sam na sam ze sobą. Wakacje nie wystarczyły.

Zblendowany arbuz z rumem + Fallen Roses - Lies we told w słuchawkach.

2017/01/01

2016

Opierałam się podsumowaniu: nie lubię, miliony tego w sieci. A jak inni robią, to ja nie chcę, bo przecież only dead fish swim with a stream.
Może chociaż spróbuję, może coś da... A jeśli nic nie da, to przynajmniej będzie mi lepiej, że próbowałam.


2015 i 2016 kojarzyć będą mi się ze ogromnym stresem w rodzinie i w pracy. Pewnie za jakiś wyprę ten czas z pamięci, tak jest lżej. Lata te staną się wielką plamą.
Ostatnio wypieram negatywne zdarzenia albo dialogi i celowo zapominam. Wypracowałam to w sobie i uważam za sukces. Jeśli o tym napiszę, to będę pewnie do tego wracać, ale z drugiej strony cięższe momenty przyniosły sporo dobrego: nauczyłam się walczyć o siebie, asertywnie wyrażać swoje zdanie.

W 2015 nie podróżowałam, poza lutowym pobytem w Brazylii i służbowym wyjazdem d Coventry. Potem były trzy wesela przyjaciółek, na których byłam świadkową i totalne spłukanie. Źle się czułam, bo wyrywało mnie w świat.
W tym roku mój paszport skończył ważność, nie było też w nim miejsca na nowe stemple. Po paru latach pracy w liniach lotniczych, gdzie mogłam latać do dowolnych miejsc co miesiąc lub dwa, nagle co to? Stagnacja? Ale jak to?! Uczyłam się z tym żyć i starałam się coś zmienić dążąc do rozwoju w innych dziedzinach, próbując siebie w fotografii jedzenia, blogowaniu, poznawaniu innych blogerów.

2016 przyniósł długą walkę o siebie w pracy, a koniec roku zakończył się pozytywnie - podwyżką. Będę mogła latać częściej, iść na warsztaty fotografii kulinarnej, kupić lampy.

2016 przyniósł walkę i pytania o to, kim właściwie chcę być profesjonalnie. Lubię swoją pracę i w momencie chronicznego kryzysu trwającego ponad rok, szukałam swojej drogi, z nadzieją i dobrym przeczuciem, że w między czasie coś się zmieni (zmieniło wraz ze zmianą szefa). Jest mi dobrze, tu gdzie jestem. Rozwijam się jak lider, co nie jest łatwe. Każdy dzień jest inny. Nie wszyscy mają przecież szczęście pracować w tym, co wiąże się z pasją.



W 2016 znów nie oglądałam wiadomości, nie lubię bombardowania negatywną papką. Nie martwię się o pogodę. Może to ignorancja, ale przecież ja, jako JA nie mam na  to wpływu. Nie angażuję się w to, co dzieje się w Polsce politycznie, prócz tego, co dotyczy kobiet.

Nie pamiętam stycznia, lutego, chcę wyprzeć marzec. Potem zaczęła ze mną pracować Magda, z którą pracowałam już wcześniej, w liniach lotniczych. Potem poleciałam na Wyspę Wielkanocną, przez co do końca roku spłacałam kartę kredytową. Potem były szpitale. Wypieram z nadzieją na lepsze. Potem Londyn i kiepska jesień.

Cieszy mnie to, że mimo częstych porównań z innymi, jestem dalej niż niektórzy w moim otoczeniu. Że zachęcam innych do pokonywania swoich lęków zamiast sama je mieć. Wspominam rzucenie pracy, która mi nie odpowiadała i wyjazd w podróż za ostatnie oszczędności 3 lata temu, przez co teraz jestem we Wrocławiu. Idę naprzód. Prę słuchając intuicji. I dobrze.

Blogowo wciąż w tyle, bo przeraża mnie dzisiejsza blogosfera z tysiącem podobnych blogów i rozkwitających nowych. Codziennie wpadam na jakiś totalnie dla mnie nowy i staram przebijać się w tym tłumie bez żebrania o lajki. Demotywują mnie kryzysy twórcze.

I już mi się odechciało pisać... Może jeszcze wrócę.

1.01.2017







2016/05/04

Forward, forward.

Ja: Myślę w którym by tu kierunku iść, ale na razie nie widzę dla siebie ścieżki... jestem raczej z tych, co "tu i teraz"...
Marta: Ola a musisz iść?

2016/02/29

Nie mam celu

N i e   m a m  c e l u.
Każdy jakiś ma w życiu, a ja nie. Nie chcę patrzeć w przyszłość. Żyję  t u  i  t e r a z.
Ciągle wydaje mi się, że nie dożyję czterdziestki, bo tak sobie wkręciłam czytając książki o raku, gdy byłam nastolatką.
Na samą myśl o ślubie, ś l u b i e, widzę siebie nieszczęśliwą, uszczęśliwiającą innych.
Na samą myśl o dziecku, widzę siebie jako złą matkę, złego człowieka, któremu odbierana jest autonomia: swoboda, wolność, samostanowienie, MÓJ czas.

Sama jeszcze czuję się dzieckiem, które musi być zaopiekowane, doprzytulane, domiziane, pobyć w domu, w swoim własnym pokoju - wciąż jest w tym samym miejscu, choć znajomi mówią, że rodzice przerobili ich kąty na garderobę albo gościnny.

Mówią: kup mieszkanie, bo płacisz komuś zamiast spłacać ratę. A ja piekielnie boję się diabelskiej czarnej chmury wiszącej nade mną przez kolejne 30 lat.

Pewien blogger fajnie to określił pewnego dnia:

Mam: 34 lata ale wielu rzeczy nie mam. Nie mam mieszkania ani działki, nie mam nowego samochodu, nowego komputera, nowego smartfona. Nie mam ani jednego markowego ciucha, żadnego godnego wzmianki gadżetu, mało rzeczy mam....
ALE nie mam też ANIi grosza długu, ANI cienia raty do spłaty, ANI jednego wierzyciela.
W zamian mam lekką głowię, moc wspomnień i mrowie planów podróżniczych, nieobciążonych finansowym balastem. Mam się dobrze.


Bloga o podróżach też piszę bez celu. Ania zapytała dlaczego właściwie go piszę, jaki jest mój cel; dla kogo?
Według każdego kursu dla nowych blogerów, pierwsza rzecz po stworzeniu bloga to obranie targetu. Nie chcę być gdzieś na dnie tryliona blogów podróżniczych. Ostatnio znielubiłam powtarzane wszędzie słowo "podróż". Jest to takie powszechne i zwykłe. A ja mam tyle niezwykłych wspomnień do opisania. Tylko po co? By przekazać potomnym, jak pradziadek pamiętniki? By pokazać znajomym, którzy nie mają możliwości wyściubić nosa poza Polskę, jak żyją ludzie na końcu świata?

W kulturze obrazkowej nikt chyba nie chce tego czytać. Like4like, koment za koment, a treść nieistotna. Nie mogę się przyzwyczaić do nowej blogosfery, która mknie jak modelki na castingi ulicami Nowego Jorku.

Chyba powinnam była urodzić się 10 lat wcześniej.
Nie mam celu.

2015/11/16

Ciocia Krysia

Za każdym razem, gdy jest u nas ciocia Krysia i popijając lampkę wina rozprawiamy osiąganiu szczęścia i osiąganiu stanu podświadomości, który przyciągnie kilkanaście/-dziesiąt tysięcy złotych potrzebnych do tego szczęścia, zastanawiam się czy jeszcze się zobaczymy i czy to już ostatni raz.

Ciocia jest emerytowanym logopedą, wciąż aktywnym zawodowo. Zajmuje się ostatnio dwiema siostrami w okolicach trzydziestki z pierwszym stopniem upośledzenia, które nie potrafią czytać i pisać. Bo jakaś oschła, zrezygnowana nauczycielka ze szkoły specjalnej powiedziała, że nigdy się nie nauczy. Nie potrafi podpisać się w urzędzie, w sklepie dostaje ataki paniki, bo nie wie co jest napisane na opakowaniach produktów. Nikt nigdy nie chciał jej pomóc. W szkole nie pisano żadnych testów, nie uczono podstawowych rzeczy wnioskując zapewne, że osoby upośledzone nigdy nie dostaną szansy i nie mają prawa ułożyć sobie życia. Jedna z sióstr jest zakochana, ma narzeczonego. Boi się przyznać partnerowi do tego, że nie wie, jak odpisać mu na sms-y, a on wciąż ma pretensje, że ona mu nigdy nie odpisuje...

2015/10/27

Voices

Uwielbiam te dwa głosy i zazdroszczę Ewelinie (utalentowana koleżanka z mojej wsi), że miała okazję ich poznać. Ochy, achy i muzykasm.

Pasta

Uwielbiam samotne wieczory, gdy nie muszę przestrzegać zdrowej diety i przyrządzam sobie comfort food. Wczoraj: penne, boczek wędzony, suszone pomidory, ser topiony i cebulka. A na deser łycha nutelli ukrytej głęboko w szufladzie nocnego stolika.

2015/10/17

Zrzęda

Team building - spotkanie w ulubionej susharni. Biorę zupkę tom yum, piekielnie ostre niebo w gębie. Wchodzi piękna dziewczyna - szybko zakochuję się w dziewczynach. Girl crush z angielska. Po chwili orientuję się, że to młoda aktorka z wrocławskiej szkoły teatralnej grająca w Przyjaciółkach. Śledzimy się wzajemnie na Instagramie. W realu: spoglądam na nią, ona na mnie, ja na nią... Peszę się, a po opuszczeniu lokalu piszę do niej, że uwielbiam jej rolę. Ona na to, że nie cierpi jeść sama i że mogłam przecież podejść i że następnym razem. I gdzie jest to moje carpe diem, k*wa?

Niefajnie jest pisać bloga podróżniczego nie podróżując. Podróżowałam mając beznadziejną pracę, a mając świetną pracę nie ruszam się z miejsca. Znajoma z biurowca właśnie wróciła z Galapagos, a kuzyn - z podróży służbowej w Bhutanie, do którego tak trudno dotrzeć... A ja piszę bloga o wyjazdach w okresie uwięzi w call center. Pocieszam się faktem, że spośród 150 gości na ostatnim z sześciu wesel w tym roku, tylko ja odwiedziłam tyle miejsc na świecie... I wkładam do kopert przyjaciołom ile się da kosztem realizacji swych marzeń... a sama nie zamierzam za mąż wychodzić i urządzać wesela... No i git.

2015/07/23

Motyle

Pod nieobecność rodziców napawam się domowym zaciszem i otaczającą go naturą. Ganiam po ogrodzie za barwnymi motylami, które nie boją się przykładanego im pod buzię aparatu (czy motyle mają buzie?) Jeden nawet na mnie usiadł, a dwa ze sobą walczyły. W takie weekendy dociera do mnie, że nie przyjeżdżam tu dla budynku, choć najlepiej czuję się na wsi. Dom jest pusty, a mnie denerwuje każdy okruszek i wciąż sprzątam. Najlepiej, jak są w nim ludzie... Na kolację robię zapiekanki z serem na patelni i wracam jak zwykle do dzieciństwa. Mam ochotę obejrzeć kasety VHS z przedszkolnych zabaw choinkowych... ale nie mam już odtwarzacza video.
Ostatnio często wracam do lat dziewięćdziesiątych - najbliższa kuzynka niebawem urodzi pierwsze dziecko, a przecież tak niedawno razem bawiłyśmy się lalkami i hasałyśmy po łące. Może poszukam Vibovitu i obejrzę jakiś odcinek Jeziora Marzeń albo Beverly Hills 90210...























I przypomniał mi się mój poemat sprzed 7 (!) lat ;)

w końcu przyjdzie taka chwila
gdy zamienię się w motyla
i nie tylko marzeniami
będę ganiać za chmurami
i spotkamy się na łące
gdzie kaczeńce maki słońce
potrykamy się czółkami
pomiziamy skrzydełkami
i będziemy wielbić lato
że nam szansę dało na to
szkoda tylko że motyle
są na świecie tylko chwilę

 

2015/07/10

Comfort music

Niewiele jest utworów, które od pierwszych usłyszanych dźwięków wywołują ciepło w sercu i sprawiają, że oczy zaczynają szczypać i robią się wilgotne. I nie jest to spowodowane smutkiem, rzewnym wspomnieniem byłego czy chwil, które nie wrócą. To pozytywna nostalgia, sentyment do chwil, w których było mi dobrze. Sama nie wiem... Wystarczy, że usłyszę ciepły, kojący głos Bocelliego w Besame Mucho, którego piętnaście lat temu słuchała ciocia w samochodzie, gdy jechałyśmy do Szczawnicy. Albo Maroon 5 - This Love, które przenosi mnie myślami do Jeleniej Góry. John Mayer - Gravity. José Gonzales – Heartbeats i skaczące piłeczki w San Francisco. A wczoraj trafiłam na Alabama Shakes - Dunes, które dopiero poznałam, a wywołuje podobne odczucie komfortu.

Są też utwory, które kojarzą mi się bardzo źle, np. Imogen Heap - Hallelujah, które wieńczyło odcinek The O.C., gdy umierała Marissa ;)

Wchodzę na last.fm pierwszy raz od roku i przypominam sobie siebie z tamtego czasu. To była duża część mojego świata. Nic się nie zmieniło, niektórzy słuchają nawet tej samej muzyki, co wtedy...

2015/06/05

Tom Yum

Najpyszniejsza zupa z krewetkami w Sushi Corner na Włodkowica, Wrocław. Palące niebo w gębie.

2015/05/12

Uhu

Kolezanka z pracy na wiadomosc, ze idziemy z Ela cos zjesc do miasta:
- Wkurzaja mnie te co ciagle jedza i jedza, a maja takie figury!
- Ale Ela trenuje do triatlonu!
- Ale chodzi o Ciebie!

Najkomplementowszy z komplementow! xD

2015/04/20

Niebieski

Nie wiem dlaczego dopiero teraz miałam okazję zrobić sobie test osobowości Hartmana. Rozwiązał moje wątpliwości, czy nie jestem jedna psychicznie chora i mi ulżyło, bo nie jestem. I pomogło w relacjach międzyludzkich. Uf, uf. Wszystkie zachowania mają już wytłumaczenie. ;-)

Wersja polska:
Test
Wyniki

Wersja angielska, którą robiłam ja:
Test




2015/04/17

Quote

Nie siadaj do biurka bez wymyślonego wcześniej pierwszego zdania.

Orhan Pamuk, Czarna księga

2015/04/16

Umm

Blogsfera mnie przeraża. Chyba jestem blogowym introwertykiem, bo w życiu to tak pomiędzy.

2015/04/13

2015/04/12

Woman's logic

Cale zycie narzekania na brak umiejetnosci chodzenia na obcasach + ubolewanie nad faktem, iz przewyzszam wszystkich + antypatia do koloru rozowego, az w koncu kupilam te czolenka w kolorze fuksji, ktore bede ukrywac pod pracowym biureczkiem i wylaniac wtedy, kiedy najdzie mnie nastroj "bitch please". Mam nadzieje, ze nie upadne ostentacyjnie na twarz zrobiwszy dwa kroki wprzod.


2015/04/02

?

Czarna dziura, brak weny, wymazane z pamięci wspomnienia. I jak tu stworzyć jakiś kontent?

2015/03/25

Takie tam

Za każdym razem, gdy przeglądam blogi podróżnicze myślę o tym, jakby to było takiego mieć. Kiedyś chciałam pisać tutaj, ale nie wyobrażam sobie, by te 10 lat życia miałby zobaczyć ktoś z zewnątrz.

Często myślę, że przecież już wszystko wcześniej zostało napisane, sfotografowane. Ktoś wpadł na taki sam pomysł albo pokazał to lepiej.
Ktoś inny ma przecież lepszy aparat i oko, a ja pieniądze zamiast na lustrzankę i obiektywy wydaję na wyjazdy albo - no ba - na sukienki.

Z pomocą przyszła Paulina:

Picasso powiedział, że "Artyści kradną" a Bowie: "Zwracam uwagę tylko na te dzieła, z których mogę coś ukraść". Chodzi oczywiście o umiejętne inspirowanie się i wyciąganie tego co najlepsze i składanie we własne kompozycje - rób swoje, nie oglądaj się na teksty czy szablony innych, bo utkniesz w miejscu z poczuciem, że nic nowego nie jesteś w stanie wnieść - JESTEŚ. Jest tylko jedna taka Ola na świecie.

Firmowy blog ma też dział dla mnie, ale na chwilę został zawieszony, bo stawiają na tematy IT, choć ludzie pytają, przychodzą, robię przewodniki - to czemu nie?

Myślałam, że skoro koledzy są programistami, to mają kasę, by latać nie-za-grosze, a tu wow, mają rodziny na utrzymaniu, kredyty, niepracujące żony (o jak dobrze, że nie mam nic na głowie, uf).

*

Dobry tydzień na skupienie się na sobie. Ktoś może stwierdzić: No kaman. co ty chrzanisz, czy ty masz dzieci kobieto? Wtedy można mówić o braku siły czy czasu na siebie, ale ty?

Ale czasem się zwyczajnie nie chce albo jest coś ważniejszego. Perfekcjoniści mają przerąbane.

Tydzień w pokoju hotelowym z wielkim, miękkim, wysokim łóżkiem i pachnącym wszystkim (zostawiłam krówki dla Room Service, bo zasłużyli),

W pokoju, gdzie nic nie muszę. Pedantyzm i perfekcjonizm idzie w odstawkę. Nie myślę, że trzeba wytrzeć kurze, nie zmywam, nie czepiam się, że coś jest zrobione nie tak. Dzień płynie spokojnie, a wieczorem biorę bardzo długi gorący prysznic, bo nie muszę oszczędzać wody. Tak, wiem, że niszczę środowisko, ale "e tam".
Skaczę po łóżku, jem żelki i jest git.

2015/02/27

Winda

Poczułam zapach lodów w kubku, które jedliśmy w ciepłe miesiące wracając ze szkoły w podstawówce. Zjadłabym.

2015/02/22

Nie lubię wymyślać tytułów

Brakuje mi mojego pokoju, w którym przebywam najwyżej dwie noce dwa razy w miesiącu - to i tak dużo, czego nie rozumieją znajomi. Tęsknię, dobrze mi tu. Jeśli mnie nikt nie odwiedza, czas spędzany w tym pomieszczeniu ogranicza się do spania, ale zawsze skrupulatnie wycieram kurze w każdym zakamarku. Jest taki, jaki chciałabym żeby było kiedyś moje mieszkanie jeśli kiedykolwiek będę je mieć. Na etapie posiadania czy kupowania jest teraz większość znajomych i przyjaciół, a ja uparcie twierdzę, że nie jestem zdolna do zapuszczania korzeni. To nie mój na to czas. To MÓJ czas.

Stabilizuję organizm i myśli po powrocie z Brazylii. W dodatkowy urlopowy poniedziałek (genialny pomysł na regenerację i tym samym zachwianie poniedziałkowego stereotypu) przeczytałam o Targach Turystycznych we Wrocławiu i spotkaniu z Beatą Pawlikowską, której książkami i gadżetami się otaczam, co wywołało lawinę łez szczęścia i zmęczenia zarazem, przeplatanych przerwami na kinderki i żelki.



Będąc w domu, trafiłam na wywiad z Adamem Fidusiewiczem. Wyrwałam kartki z poczytnej gazety, co pewnie nie zdziwi nikogo, kto pamięta z zamierzchłych czasów moją historię korespondencji z aspirującym wtedy aktorem. Hmm, tak, nie zdziwiłoby, gdybym miała 10 lat mniej... ;-) Ale poczułam się nagle jakbym tyle miała i nie mogłam przestać się uśmiechać.

Mam kryzys wieku, który polega na pragnieniu, by czas zatrzymał się w miejscu. Nie mam ochoty iść naprzód, jest mi dobrze tak jak jest - bo są obok osoby, o które żądam, by zostały, a wiem, że pewnie niedługo odejdą. Nie mam ochoty dorastać, robić kariery, mieć kredytu, brać ślubu. Kurczowo upieram się przy fakcie, że jestem czyimś dzieckiem i wnuczką i wciąż szturcham mamę, by smyrała mnie po głowie mimo, że tego samego wieczoru całkiem dorosło piję z tatą piwo, czy z ciocią Basią palę papierosa. Zdystansowany i oszczędny dotąd w słowach Dziadziuś nie krępuje się już przytulać mnie na pożegnanie i często dłużej ze mną rozmawia, co jakoś wcale mi się nie podoba.

Czasem jestem jednym wielkim NIE i Ale jak to?

2015/01/30

30 stycznia

Uwielbiam ten dzień i czekam na niego cały rok. Nie wszyscy obchodzą urodziny; nie wszyscy traktują je tak uroczyście, ale moja rodzina sprawiła, że od zawsze każdy czuje się w swoim dniu wyjątkowo i trochę jak dziecko; cała uwaga skupia się na jubilacie (zawsze bardziej lubiłam określenie solenizant i myliłam je ze sobą).

W pracy jest zwyczaj zostawiania michy cukierków w kuchniach. Ja postanowiłam promować lokalny patriotyzm i podzielić się smakami dzieciństwa, dlatego przyniosłam Grześki, Jeżyki i herbatniki Petit Beurre produkowane w Kaliszu (dawna Kaliszanka, teraz Goplana i Jutrzenka). Niestety nie znalazłam dużej ilości andrutów.

Piękny dzień rozpoczynający długi urlop. :-)

2015/01/26

E-mail

od hostów na prawie-bezludnej wyspie:

Please, do not worry. The island is a paradise. The weather now is super beautiful, not raining, not cold, is perfect.

Już za tydzień!

Jerozolima

Tak bardzo chciałabym tam polecieć, ale boję się, że jeśli zanocuję przez couchsurfing (a inaczej sobie nie wyobrażam, chyba, że trafi się jakaś rodzina, która mnie przyjmie), to w mój dom trafi akurat rakieta i wrócę bez nogi albo w trumnie.
Niemal codziennie jadamy hummus, często szakszukę, a Ł. uwielbia latkes. Chciałabym kiedyś przeżyć wraz z jakąś żydowską rodziną ich zwyczaje, święta, Hanukkah.

Zobaczyłam ją kiedyś w Empiku, a wczoraj dostałam na urodziny, tak żeby nikt nie widział, bo przecież "za wszystkim stoją Żydzi". Pierwsze zdanie na tylnej okładce: Czy talerz dobrego hummusu może wyciszyć spory na Bliskim Wschodzie? 

Przepiękna, przepyszna. Jerozolima.


2015/01/23

Piątek

Dawno dzień nie był tak dobry. Ciekawe, czy to sprawa prawie dziewięciogodzinnego snu ( z przerwami przez chrapanie), czy po prostu lawinowe przyciąganie pozytywnych zdarzeń przez potęgę podświadomości.

Zaczęło się od wydruku grafiki, który znalazłam rano na biurku - chcę powiesić nad stołem.
Wczoraj J. walczyła z biurowymi drukarkami, które upierały się na monochromatyczny.




Następnie zebrałam pochwały, że ładnie wyglądam i mam ładne perfumy (które po raz pierwszy nie były prezentem na gwiazdkę, a mogłam kupić sobie sama. Uwielbiam Clemence Posey i ten klip).

Potem z zaskoczenia zapisano mnie na powtórkę testu BHP, na który nic nie przeczytałam, a odpowiedzi mówiono na głos. ;-)

Później Ł. napisał, że w dzień mojego wylotu będzie mieć drugi etap rozmowy kwalifikacyjnej.

Po chwili dostałam telefon z recepcji, że przyszła długo oczekiwana paczka z Asos i wyjęłam dwie sukienki.




Bring it on, Friday! :-)

***

update godzinę później: dostałam podwyżkę!

2015/01/16

Styczeń

Wystrzelił jak petarda. Po grudniowym maratonie bogatym w niemal codzienne rodzinne spotkania i celebracje, przyszedł czas na pierwsze noworoczne niespodzianki. Wystarczyła jedna wiadomość z życzeniami do koleżanki z poprzedniej pracy, a następnego dnia miałyśmy zaplanowaną już całą podróż do Brazylii! Nie ma jej na poniższej liście "to-do", ale to normalne - jestem uosobieniem "spontanu".

Z początkiem lutego lecę w ślady swojej idolki, Beaty Pawlikowskiej, której kubek i kalendarz towarzyszą mi na co dzień na biurku. Dwie doby spędzimy w totalnym odosobnieniu, na rajskiej wyspie bez samochodów i wi-fi, z uroczymi jeżozwierzami jedzącymi z ręki i kolibrami przelatującymi nad głową. A w ostatnią noc przed wylotem będziemy na szczycie faveli w Rio, z przeszkloną ścianą, hamakiem na tarasie i widokiem na zatokę. NIE WIERZĘ. Co by było, gdybym zapomniała o koleżance i nie wysłała jej tych życzeń?

2014/12/31

2015

Muszę zwizualizować przed sobą roztrzepaną wizję, bo inaczej się nie uda.

W nadchodzącym roku, ODWIEDZĘ przynajmniej jedno z poniższych miejsc:

Mongolia
Chile / Wyspa Wielkanocna
Grenlandia
Oceania
Spitzbergen
Gwatemala
Wyspy Owcze
Santorini
Positano / Neapol
Izrael (pewnie się nie uda...)

Rok dobrych myśli.
Dobre zdarzenia i niespodzianki.

2014/12/20

Sobota

4 kilo na wadze mniej to doskonała okazja na świętowanie w postaci zajadania Nutelli prosto ze słoika.

Związki przyczynowo-skutkowe

Podczas parzenia kawy w firmowej kuchni usłyszałam od koleżanki, że obroniła właśnie pracę magisterską traktującą o powracającej modzie na styl "pin-up." Wsłuchując się w jej pasjonujące opowieści, przypomniałam sobie, jaka byłam kreatywna: jak oklejałam krzesła kamieniami i sznurkiem "before it was cool", zanim ktokolwiek słyszał o Pintereście; jak pisałam bloga, by zbierał emocje niczym rzep - te dobre i złe, a ja stawałam się "czysta" i mogłam iść dalej. Skutkiem niesystematyczności jest stan, w którym marzę o worku treningowym - takim zmaterializowanym, a nie w postaci Bogu winnego człowieka.

Ktoś niedawno wypomniał mi, ze zbyt często powracam do przeszłości. Tego samego dnia przeczytałam słowa Martyny Wojciechowskiej: "Jesteśmy sumą naszych doświadczeń i wspomnień." Is it a blessing or curse?

2014/08/06

Carpe diem

W pracy powstał wewnętrzny blog, na którym programiści piszą teksty na kosmiczne dla mnie tematy, a ja postanowiłam zapoczątkować dział o podróżach, dzięki czemu mam dodatkową motywację, bo nie wychodząc z pokoju (nie mając na to czasu, i na integrację z ludźmi), odbieram maile z pytaniami i słowami uznania, co mnie bardzo cieszy. Na nowo poczułam, że lubię to co robię i że jestem we właściwym miejscu mimo braku zniżek na loty... :-)

Poza tym wczoraj kupiłam sobie wymarzoną długą (pierwszą taką w moim życiu) malinową spódnicę i patchworkowe jeansy (mam w szafie za ciasne, z obietnicą, że jeszcze w nie wejdę, ale nosiłam je w najszczuplejszym licealnym okresie...). No, ale są!

Na koniec owocnych zakupów, w ramach wisienki na torcie, wybraliśmy się na przetestowanie chińskiej restauracji Wook w galerii handlowej, która okazała się najlepszą we Wrocławiu (ocena subiektywna), bo pierożki z krewetkami wyglądały i smakowały tak samo jak na yum cha w Hong Kongu! Szkoda, że podobnych małych przekąsek dim sum nie było tam więcej.

Mniam.

High school reunion

Znamy się ok. 11 lat. Każda z nas jest w innym miejscu w życiu (mam wrażenie, że w kwestii dążenia do stailizacji, ja jestem na samym końcu). Niedługo dwie z nas urodzą pierwsze dziecko, inne dwie wyjdą za mąż (paradoksalnie te dwie nie są w ciąży :) Siedziałam w otoczeniu kaczuszek i marynistycznych ozdób (bo Ania uwielbia morze) na wieczorze panieńskim i zastanawiałam się czy tak jest dobrze, a w momencie zawahania przyszło mi do głowy powiedzenie: Don't compare your beginning to someone else's middle. :-)



Wakacje

W południowo-wschodniej Sycylii było najpiękniej i najpyszniej.