"Po to się państwo tu spotykają ze mną (...) nie przeciw UE, tylko po to, by Unia była inna, by ona była dla ludzi, a nie przeciw ludziom" - mówił w Sompolnie Jarosław Kaczyński. Prezes Prawa i Sprawiedliwości przekonywał, że nie można się godzić, by we Wspólnocie traktaty i prawo wtórne zastąpiła zasada "kto silniejszy, ten lepszy". Podkreślał też, że euro to waluta, "która przeszkadza w rozwoju".

Jarosław Kaczyński wziął udział w sobotę w spotkaniu z wyborcami w wielkopolskim Sompolnie. Prezes Prawa i Sprawiedliwości mówił, że "mieszkańcy tej ziemi wielokrotnie pokazali, że chcą być w Unii Europejskiej i że wiązali z nią swoje nadzieje".

Po to się państwo tu spotykają ze mną, z innymi, nie przeciw UE, tylko po to, by Unia była inna, by ona była dla ludzi, a nie przeciw ludziom. Żeby miała służyć wszystkim - wszystkim narodom, wszystkim państwom, suwerennym państwom i była tym, o czym myśleli jej założyciele, czyli nowym mechanizmem współpracy państw europejskich, który wyklucza wojnę, likwiduje te wszystkie gry równowagi między mocarstwami, te strefy wpływów, etc. - powiedział.

Szef największej opozycyjnej partii ocenił, że po latach widać, iż "to się nie powiodło". Jak zaznaczył, historia jednak toczy się dalej; podkreślił, że wiele osób ma nadzieję, iż obecny bieg dziejów "się odwróci".

Otóż to odwrócenie się powinno dotyczyć wielu dziedzin. W pierwszym rzędzie UE musi powrócić do pewnej oczywistej zasady (...), że trzeba przestrzegać prawa, a prawem UE są traktaty, czyli te umowy - ostatnią jest Traktat Lizboński - i protokołów do tych traktatów - mówił, podkreślając, że "jest też prawo wtórne", które wynika z traktatów, ale jest podejmowane z poziomu Komisji Europejskiej lub z udziałem PE.

Według prezesa PiS-u "dziś mamy sytuację, kiedy to wszystko zostało zastąpione zasadą najgorszą z możliwych i wewnątrz każdego państwa i między państwami - 'kto silniejszy, ten lepszy'". Na to się nie możemy godzić - podkreślił.

Kaczyński podkreślał, że tym, gdzie się szczególnie ta zasada przejawia, jest gospodarka i energetyka. Przekonywał, że przykładem tego jest kwestia zmian dotyczących unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji (ETS), polityki klimatycznej i Zielonego Ładu. Mówił, że przez zmiany, które nastąpiły w systemie ETS w 2014 roku za zgodą Donalda Tuska, uprawnienia stały się elementem obrotu na giełdzie, co - według niego - spowodowało, że w pewnym momencie ceny wzrosły dziesięciokrotnie.

Euro przeszkadza w rozwoju

Podczas spotkania z wyborcami w Sompolnie lider Prawa i Sprawiedliwości poświęcił fragment swojego wystąpienia możliwości wprowadzenia w Polsce euro. Mamy zapisane to w traktatach, że mamy to zrobić, ale nie mamy terminu. Możemy np. za 60 lat - powiedział lider PiS.

W jego opinii wspólna waluta służy przede wszystkim niemieckiej gospodarce. Ewentualnie jeszcze, choć już tylko częściowo - jak dodał - innym zamożnym państwom, gdzie dochód na głowę obywatela jest wysoki, takim jak Holandia czy Austria. Nam po prostu w tej chwili absolutnie nie opłaca się przyjmować euro - stwierdził, podkreślając, że euro to waluta, która przeszkadza w rozwoju.

Jak się ma za silną walutę, to się na tym traci, bo eksport jest za drogi. Mamy eksport piękny, także produktów rolniczych, ale gdybyśmy mieli euro, to byłby on opłacalny tylko wtedy, gdyby zarobki w Polsce były niższe - mówił. Dodał, że "ceny automatycznie by szły ku niemieckim i to by było nie do zatrzymania".

Jego zdaniem realna wartość euro to jedynie połowa przelicznika, ok. 2,5 zł. Różnica między tymi kwotami byłaby, według prezesa PiS, stratą Polski i Polaków.